Chłodne, mgliste poranki, słoneczne dni, szpaki na drutach wysokiego napięcia koncertujące szykując się do odlotu, babie lato, kasztany, pierwsze grzyby… i zapach smażonych powideł…Z tym właśnie kojarzy mi się wrzesień. Nie pamiętam jeszcze takiego roku w którym wrzesień był piękniejszy niż lipiec. Może się mylę ale mam wrażenie że tak właśnie jest. Dziś również pogoda nas nie zawiodła i mogłam wygrzewać się na słonku i słuchać szpaczych koncertów. A teraz, na podwieczorek kubek kakao i bułeczki dyniowe z powidłami.
Powidła śliwkowe były jednymi z ostatnich przetworów w moim rodzinnym domu. Zwiastowały koniec sezonu na świeże, sezonowe owoce z własnej działki, a jednocześnie stanowiły pocieszenie: zimą też można będzie zaznać przyjemności.
Babcia najczęściej smażyła powidła bez cukru, ale będąc dzieckiem nie byłam ich zwolenniczką. Przeszkadzał mi ich kwaskowatość i posmak goryczki. Dopiero teraz doceniam ich walory i co roku robie kilka słoiczków. Wczoraj smażyłam kolejną porcję, tym razem z dodatkiem gorzkiej czekolady i kakao. Pycha!
A wiecie skąd pochodzą najlepsze powidła w Polsce? Z Doliny Dolnej Wisły. „Na przełomie XIX i XX w nad Dolną Wisłą było ponad 2 tysiące sadów przydomowych. Owoce wykorzystywano na własne potrzeby, a ich nadwyżkę zawożono do miast i sprzedawano. Szczególne znaczenie miał lokalny ekotyp śliwy węgierki, który charakteryzował się odpornością na niekorzystne czynniki klimatyczne i szkodniki, oraz tym, że pestki bardzo łatwo oddzielały się od miąższu. Gospodynie przygotowywały wielkie kuprowe (miedziane) kotły z drewnianymi mieszadłami, rozpalały ognisko i wsypywały do naczyń dojrzałe, wcześniej wypestkowane owoce. Smażone najczęściej bez cukru, na wolnym ogniu nawet 3 dni, odznaczały się wyśmienitym smakiem” * Smażenie powideł w Dolinie dolnej Wisły dalej odbywa się w miedzianych kotłach ze wszystkich lokalnych odmian węgierki które uprawiane są bez użycia chemicznych środków ochrony roślin.
W dniu 15 marca 2006 r . „Powidła śliwkowe z Doliny Dolnej Wisły” zostały wpisane na Listę Produktów Tradycyjnych prowadzoną przez Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Ale powróćmy do moich powideł. Właściwie trudno tu mówić o jakimś konkretnym przepisie. Ja robię je z minimum 2 kg ale oczywiście może być ich dużo więcej. Śliwki myjemy, przekrajamy na pół i usuwamy pestki. Wrzucamy do garnka z grubym dnem i gotujemy na wolnym ogniu, mieszając dość często drewniana łyżką 1,5 – 2 godziny przez 3 dni. Jeśli dodamy cukru, możemy gotować krócej i powidła będą wtedy oczywiście bardziej słodkie. Można też pod koniec gotowania dodać kilka kostek czekolady (ja dodałam gorzką, ale może być mleczna) i kakao (1 łyżka na 1 kg użytych śliwek).
* źródło: www.powidla.pl
PS. Przypominam o słodkiej zabawie z „Polską Różą. Na przepisy czekam do końca tygodnia. Nagrody czekają!
3 Komentarze
Skomentuj