Wrzesień i październik zawsze będą mi się chyba kojarzyły z jabłkami. A dokładnie z „jabłkobraniem” w którym brałam udział parę lat temu zaraz po skończeniu studiów w Anglii. Cóż… ciężka praca, nowe doświadczenia i widok ogromnych sadów pełnych w sumie tylko jednego gatunku jabłoni. I ta chemia którą były pryskane drzewka po której wielu z nas dostawało uczulenia. Smutne… Tak wyglądają plantacje jabłek które jemy na co dzień. Kortlant, lobo, champion, delikates…To podstawowe odmiany jakie znaleźć możemy w naszych sklepach. A czy ktoś pamięta jeszcze o szarej renecie, boikenach, koszteli, landsberskiej? Są to jabłka z tradycjami sadzone kiedyś w sadach których niestety coraz mniej.
„Starzy ogrodnicy radzili, żeby w każdym ogrodzie sadzić co najmniej cztery, pięć różnych odmian jabłoni. Jeszcze 20 lat temu sezon otwierały kwaskowate papierówki – zerwane prosto z drzewa były soczyste, dojrzewając stawały się żółte i mączyste, ale bardziej aromatyczne. Gotowano z nich pierwsze letnie kompoty i smażono placki.
Jesienią najlepiej smakowały malinowe oberlandzkie z ciemnoczerwona skórką i lekko różowym miąższem oraz najsłodsze polskie jabłka – kosztele. Zimowe odmiany jabłek – grochówki, boikeny czy żeleźniaki przechowywano aż do wiosny w chłodnych piwnicach.
Zaletą przedwojennych, często XIX wiecznych albo jeszcze starszych odmian, oprócz niepowtarzalnych aromatów i smaków, była ich niezwykła odporność na mrozy, choroby, szkodniki. No i długowieczność. W ogrodniczym podręczniku z 1882 roku wyliczono aż 73 odmiany jabłoni polecanych do polskich sadów.
Sadzono je jeszcze po wojnie. Rosły przy drogach i na miedzach. Jednak nic w przyrodzie nie żyje wiecznie. Spotyka się wprawdzie jabłonie 100 i 200 letnie, ale żyją średnio 60-70 lat.
Dlaczego w naszych sklepach tak trudno o ich jabłka? Bo nie ma dla starych odmian miejsca w intensywnych sadach towarowych, gdzie drzewa szczepi się na karłowych podkładach, spryskuje chemią, żeby nie chorowały i nie wabiły szkodników. Zadaniem takich małych jabłoni jest regularne, coroczne rodzenie i tyle. Stare odmiany niestety owocowały co 2 lata. Walkę więc przegrały.
Nie ma co liczyć na to, że wkrótce coś zmieni się na straganach. Dlatego warto posadzić jedno czy dwa drzewa z przedwojennych odmian koło domu.
Akcję ochrony starych odmian owocowych rozpoczął w 1995r Park Krajobrazowy Doliny Dolnej Wisły. W okolicy słynnej z tradycji sadowniczych przeprowadzono spis sadów, założono szkółkę i bank genów. Drzewkami zainteresowali się ekologiczni rolnicy oraz właściciele gospodarstw agroturystycznych. W ubiegłym roku po raz pierwszy dostali dotacje unijne – 2300 zł za hektar. Największe kolekcje drzew i krzewów owocowych ma Instytut Sadownictwa w Skierniewicach i ogród Botaniczny w Powsinie koło Warszawy.”
Fragment artykułu pochodzącego z czasopisma Weranda Country Nr, 3 (7) 2009
W kolejnych postach napiszę o zdrowotnych właściwościach jabłek.